Rozdział 1: Sen

Ciemny i mroczny las, Nina biegła przed siebie najwyraźniej się czegoś bojąc. Ktoś ją gonił. Nie, coś. Była cała zdyszana, płuca pragnęły się z niej wydostać, a nogi powoli odmawiały posłuszeństwa. Jednak zdawała sobie sprawę, że jeśli stanie teraz, najprawdopodobniej straci życie.

Kroki za nią były coraz głośniejsze, aż w końcu dziewczyna poczuła na karku oddech oprawcy. Zacisnęła powiek i spróbowała przyspieszyć. Usłyszała za sobą śmiech. Był coraz dalej co ją nieco uspokoiło. Otworzyła oczy i w tym samym momencie potknęła się o wystający korzeń drzewa. Upadła jak długa i poczuła w kolanach ból, który powoli rozchodził się po całych nogach. Do oczu napłynęły jej łzy. Usłyszała szelest liści i odwróciła się.

Przed nią stał Caleb el Lupus. Nie miał na sobie nic poza ciemnobrązowymi rybaczkami. Klatka piersiowa unosiła się i opadała, a jego Verdad miał kolor krwistej czerwieni - oznakę szału. Niedobrze, pomyślała Nina. Długo tak na siebie patrzyli, aż w końcu z gardła Caleba dobiegł dziwne dudnienie. Zdała sobie sprawę, że on warczy. Ale czemu akurat na nią?

- Caleb - zaczęła, ale widząc wyraz jego twarzy na dźwięk swojego imienia wydobywający się z jej ust, urwała i nie odważyła się już wydać z siebie nawet pisknięcia. Wstała powoli cały czas nie spuszczając oczu z chłopaka.

- Mówiłem, że stwarzam zagrożenie - warknął i zaczął się powoli zbliżać. - Jestem zagrożeniem, jestem zagrożeniem.

Powtarzał te dwa słowa jak jakąś mantrę lub zaklęcie, które miało za chwilę się spełnić, a jego oczy powoli zmieniały kolor z pięknego ciemnego brązu na jasnozłoty kolor. Nina po raz drugi w życiu widziała jego przemianę. Nadal nie był to zbyt przyjemny widok. Kości Caleba przemieszczały się tam, gdzie nie powinno ich być i tworzyły nieprzyjemny odgłos. Wydłużający się pysk i kły również do najpiękniejszych obrazów nie należały.

- Caleb... - zaczęła, ale już po chwili stał przed nią wielki brązowy wilk. Wydawał się większy niż wcześniej. O wiele...

Jestem zagrożeniem, usłyszała w myślach. Serce zabiło jej mocniej ze strachu. Nawet nie zdążyła krzyknąć, gdy potwór rzucił się do jej gardła.


Caleb, cały dysząc, poderwał się z łóżka i usiadł. Czuł na czole i karku krople zimnego potu. Przy nierównomiernym oddechu jego klatka piersiowa szybko unosiła się w górę i w dół. Postarał się nieco uspokoić. Przełknął głośno ślinę, zacisnął powieki, a następnie lekko obrócił głowę. Caro, jego przyszła żona i samica beta drugiej co do wielkości watahy, spała zwinięta w kłębek najwyraźniej niczego nie świadoma i wyczerpana ich wieczorną 'przygodą'. Wyrwał się jej jakiś senny pomruk i przekręciła się na drugi bok tak, że teraz widział już jedynie jej gołe plecy i rozsypane na poduszce blond włosy tworzące swojego rodzaju aureolę. Kiedyś wyglądała dla niego jak królowa, bogini z innego świata. Ale teraz wiele się zmieniło. Pokiwał głową. Pół roku temu rozstał się z Niną, jego prawdziwą miłością i dziewczyną, która już na zawsze miała pozostać w jego sercu. Zrobił to, bo był tchórzem. Bał się zostać omegą, bał się wygnania tak bardzo, że poświęcił swoje własne szczęście. A teraz musiał udawać szczęście u boku dziewczyny, której już nie pragnął. Bał się tego, co może przynieść przyszłość i jak to się może potoczyć.

Zsunął nogi z łóżka, oparł łokcie o uda i ukrył twarz w dłoniach. Jak mogłem być taki głupi, pomyślał.

Mówiłem, że jesteś usłyszał wewnętrzny głos, swoją własną bestię, której nienawidził z całego serca i gdyby tylko mógł, pozbyłby się jej. Nie wierzę, że taki tchórz jest wilkołakiem i moim panem. Pokonała cię mała, ludzka istota.

Zamknij się wreszcie i daj mi żyć! wrzasną w myślach. Nie mam nastroju wdawać się z tobą w dyskusje.

Z ulgą poczuł, jak wewnętrzny wilk się wycofuje. Ostatni raz obejrzał się na Caro, upewnił się że śpi, założył spodnie i ruszył do kuchni. Zegar wskazywał północ, czyli czas w którym na godzinę bariera dzieląca świat żywych od świata zmarłych zanika po to, by duchy mogły odwiedzić rodziny i przekonać się, że są bezpieczni. Przeszedł go dziwny dreszcz, a potem zaśmiał się pod nosem. Wilkołak boi się istot paranormalnych... Podszedł do dużej lodówki i wyją z niej butelkę z wodą. Upił duży łyk, a następnie zamknął drzwi najdelikatniej, jak tylko potrafił.

Niemal upuścił napój, gdy staną twarzą w twarz z Luną - swoją przybraną siostrą i Bastardem. Musiała dopiero wystać, bo miała zaspane i zaropiałe oczy. Na widok różowo-żółtego szlafroka oraz kapci w kształcie wilków, Caleb pożałował, że tak dobrze widzi nocą. Miał ochotę zacząć się śmiać. Udało mu się powstrzymać, jednak i tak z jego ust wyszło ledwo dosłyszalne parsknięcie.

- Coś cię bawi, el Lupus? - spytała i wyrwała mu wodę z ręki, żeby sama się napić.

- Mogłabyś jednak nie chodzić w czymś takim. Dobijasz mnie - rzekł i wyciągnął rękę po swoją własność.

- Wybacz, ale nie będę specjalnie dla ciebie świecić gołym tyłkiem. Od tego masz Caro - zaśmiała się i usiadła przy wielkim stole.

- Tak, mam Caro... - mruknął i dołączył do siostry. Zdziwiona przyłożyła dłoń do jego czoła. Było gorące.

- Znów ten sen? - zapytała domyślając się. Caleb pokiwał głową.

Tylko Luna wiedziała jak trudne było dla niego to rozstanie. Jedynie ona umiała go pocieszyć. Myślał też, czy nie wyznać prawdy swojej rodzonej siostrze - Verónice - ale uznał to za zły pomysł. Pragnął pocieszenia, nie naśmiewania się z niego. Może i w jego rodzinie wszyscy trzymali się razem, ale tylko do czasu.

- Tęsknię za nią - wyznał. - Tak bardzo, że to aż boli. O tutaj - wskazał na lewą stronę klatki piersiowej, gdzie biło serce.

- Wiem jak się czujesz. Mnie też nie było łatwo rozstać się z człowieczeństwem.

- Tak, pamiętam - rzekł przypominając sobie ten straszny moment, gdy jego matka, chcąc ratować życie dziewczyny, wstrzyknęła do jej krwiobiegu swój wilczy jad. Luna prawie umarła z bólu, ale jakoś dała radę przejść przemianę. Podziwiał ją za to. Ponownie upił łyk wody.

- I co zamierzasz teraz zrobić? Całe życie będziesz udawał? Niezły z ciebie aktor, braciszku, ale znam cię. Jesteś zbyt wrażliwy, uczucia często cię przewyższają. Nie dasz rady długo tego ciągnąć. - Wyznała siostra i lekko pomasowała go po policzku w czułym geście, który miał być pocieszeniem.

- Wiem - szepną i zaczął uporczywie wpatrywać się w butelkę z wodą, jakby znajdowały się w niej wszystkie nieodkryte tajemnice świata. - Kocham ją - wyznał wreszcie. Zdziwiła go łatwość, z jaką wypowiedział te dwa słowa. Nie sądził, że po Esperanzie będzie w stanie jeszcze raz to czuć. Właściwie nawet jej nigdy otwarcie tego nie wyznał. Ale tak było, miłość zawładnęła jego sercem i nie wyglądało na to, żeby kiedykolwiek miała je opuścić.

- Kochasz Ninę, a sypiasz z Caroline. Dziwny jesteś. - Zauważyła Luna.

- Nie mogę ukoić bólu wynikającego z uczuć i psychiki. Ale mogę zaspokoić ciało i tym samym chociaż na chwilę zapomnieć. - Zaczął się usprawiedliwiać, ale nawet on uznał, że to wyjaśnienie brzmi co najmniej śmiesznie. Od samego początku czuł się tak, jakby zdradzał Ninę. Mimo, że już ze sobą nie byli.

- Zapomnieć? Umiesz to zrobić? - spytała.

- Nie. Nigdy nie będę umiał wybić jej sobie z głowy, ale tak po prostu musi być.

Luna ziewnęła i przeciągnęła mrucząc przy tym niczym kociak.

- Jestem zmęczona - rzekła i wstała. - Caleb, lepiej się zastanów nad tym co robisz. Balansujesz ponad tym gównem, ale łatwo możesz w nie wpaść - ostrzegła i odeszła.

Caleb zastanowił się nad słowami siostry. Ale jego mózg był zbyt zmęczony, żeby zrozumieć o co jej chodzi. Chwycił prawie pustą butelkę i wrócił do sypialni. Caroline dalej spała w tej samej pozycji, w której ją zostawił. Lubił ją, ale to nie było to. Przy niej nie czuł tego specjalistycznego bicia serca.

Gdy usiadł na łózku poczuł, że dziewczyna się odwraca. Spojrzał na nią i zobaczył, że ma otwarte oczy i uporczywie się w niego wpatruje.

- Obudziłem? - spytał.

- Może... - przyznała lekko się unosząc i przeczesała palcami jego brązowe włosy. - Gdzie byłeś?

Chłopak wskazał butelkę.

- Pić mi się zachciało.

- Słyszałam, ze krzyczałeś przez sen. Znowu.

Caleb odłożył wodę na nocny stolik i ułożył się bok niej. Ale nie ciało Caro pragnął teraz czuć przy sobie. Wstrzymał oddech, gdy ułożyła na jego barku głowę i zaczęła gładzić mu klatkę piersiową.

-To nic. Zwykły sen - skłamał.

- Na pewno?

- Mhm.

- Dobrze, jestem zmęczona. Wiesz jak zadowolić dziewczynę i przy okazji ją zmęczyć - zachichotała i pocałowała go w usta.

- Mhm, dobranoc - rzekł i nieco się od niej odsunął. Czuł się niezwykle dziwnie.

- Nie przytulisz mnie? - spytała.

Caleb obrócił głowę, spojrzał w jej piwne oczy i nieco zbyt długo się wahał.

- Jasne - rzekł w końcu i objął ją w pasie. Ona wtuliła się w jego tors i poczuł, że się uśmiecha.

- Cieszę się, że do siebie wróciliśmy - wyznała i usnęła.

Chciałbym móc powiedzieć to samo, przeszło mu przez myśl i już po chwili powrócił do krainy snów.

* * *

Nina otworzyła oczy z przerażenia i złapała się za gardło. Na szczęście było całe. Od pół roku dręczył ją ten sam koszmar. Nadal się nie przyzwyczaiła do tego, że jej były chłopak jest wilkołakiem. Mimo to nie było dnia, aby nie myślała o nim. O tym jak wyglądał, jak smakował i jak bardzo jej serce przyspieszało swoje bicie, gdy tylko go widziała. Caleb - niby taki sam, ale teraz zupełnie inny niż ona.

Wstała i podeszła do okna. Spojrzała na drzewo, przy którym po raz pierwszy widziała go w postaci wilka. Jednak jeszcze wtedy nie wiedziała, że to on. Odkąd przybyła do Laval starała się zrozumieć, co jest w nim nie tak. Miasto wydawało się być takie jak wszystkie, a jednak ludzie przeklinali je, a także rodzinę el Lupus. Żałowała, że odkryła prawdę. Zawsze pchała nos tam gdzie nie trzeba i najczęściej dostawała po tyłku, zupełnie jak teraz. Spojrzała w rozgwieżdżone niebo. Za dwa dni miała nadejść pełnia - moment, w którym gatunek Caleba zaczyna szaleć. Najbardziej niebezpieczna noc w miesiącu. Ale ona miała pewność, że chłopak nigdy jej nie skrzywdzi. Przecież tyle razy mógł już to zrobić. Zawsze uciekał i teraz wiedziała dlaczego.

Usłyszała bzyczenie i dostrzegła, że na biurku coś się mieni - telefon. Podeszła i sprawdziła kto dzwoni.

- Luna - mruknęła.

Luna el Lupus, siostra Caleba, która miała stać się najlepszą przyjaciółką Niny. Jednak z pewnych przyczyn było to jednak niemożliwe. I nie chodziło tu o to, że to siostra jej ex. Wcisnęła przycisk 'odrzuć' i wróciła do łóżka.

Usnęła zatopiona w smutku i tęsknocie za ciałem i ciepłem ukochanego.

5 komentarzy:

  1. Sto lat! I jeszcze dłużej!
    DZIĘKIIIIIIIIIIII <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne. ;-;
    I weź tu czytaj lekturę! xD Najlepszego. :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny i bardzo wciągający rozdział. Z niecierpliwością czekam na następny.
    I wszystkiego naj.

    OdpowiedzUsuń
  4. Najlepszego... XD Z opóźnieniem, bo wczoraj cały dzień byłam poza domem. :<
    Hiencia, rozdział cudowny. ;o I wiesz, że nienawidzę "Caleb + Caro"... ;__;
    Ranisz mnie, ranisz Ninę, ranisz Caleba! Jak tak możesz? :C

    OdpowiedzUsuń
  5. Hiena, niesamowity rozdział <333! Ciekawe cóż to zrobi Caleb z tą Caroline ;-; Liczę, że wróci do Niny *-*

    OdpowiedzUsuń