Epilog - Ślub

- No i wampiry rozpoczęły wojnę, a łowcy do nich dołączyli - po raz kolejny Caleb tłumaczył Ninie, co się wydarzyło.

Jednak widział, że ona nadal tego nie pojmuje. Może nie chce. W końcu jej ludzie planują wybić jego rodzinę. Co on by zrobił na jej miejscu? Nie wiedział. Nina Clarness była najbardziej upartą i najsilniejszą dziewczyną jaką w życiu spotkał. No, może z wyjątkiem Esperanzy. Z pewnością te obie by się nie dogadały.

Siedziała z rękami na kolanach, pochylona i zatopiona w własnych myślach. Usiadł obok i objął ją ramieniem.

- Kochanie, wszystko w porządku? - Zapytał, a ona jakby się ocknęła. Usiadła prosto i na niego spojrzała.

- Tak. O czym mówiłeś?

Caleb westchnął z frustracji i przeczesał palcami włosy. Rozmowa nigdy nie była jego najmocniejszą stroną, więc tylko się pochylił i obdarował ją najsłodszym całusem, na jaki było go stać. Mruknęła zaskoczona, ale nie odepchnęła go. Serce chłopaka wywinęło pożądanego kozła. Był szczęśliwy.

- Martwię się - Rzekła przerywając pocałunek. - Co zrobimy?

- A jednak mnie słuchałaś, niegrzeczna dziewczynka - zaśmiał się i po chwili zrobił poważną minę. - Czy inni wiedzą o twojej przemianie?

Kiwnęła przecząco głową. Wciąż trudno mu było uwierzyć, co bestia nawyczyniała. Co chwila słyszał w radiu i telewizji coraz to nowsze informacje o ofiarach bestii z Laval. Ale to i tak miało się nijak do tego, co zrobił swojej samicy. Ale z drugiej strony, czy to było takie złe? Teraz będzie żyła wiecznie, będzie młoda, a on nigdy już jej nie opuści. Zdecydował, że niedługo uciekną. Trudno, będą się ukrywać i walczyć o przetrwanie, ale to akurat teraz się nie liczyło.

- Coś wymyślimy - powiedział. - Razem i tylko razem.

Uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Przytulił ją i myślał tylko o tym, jak dobrze znów było trzymać ją w swoich ramionach.

* * *

Starała się nie denerwować idąc przez obóz łowców. Nie chciała martwić Caleba, więc nie mówiła mu nic. Wolała przemilczeć niektóre sprawy. Jak na przykład to, że idzie się spotkać z ojcem, który był winien jej śmierci. Mężczyźni patrzyli na nią i jej towarzyszy. Campbell, Luisa i Kevin starali się nie pokazywać po sobie zażenowania. Szli z uniesionymi głowami.

Gdy weszli do ogromnego namiotu, Nina poczuła się jakby była w jakimś centrum dowodzenia. Wszędzie stały drewniane stoły, a na nich porozkładane mapy, nieznane jej narzędzia i broń. W powietrzu unosił się zapach tojadu, który sprawiał, że kręciło się jej w głowie. Przypomniała sobie słowa Campbella "oddychaj buzią, nie nosem, przez zaciśnięte zęby". Robiła tak, ale mało jej to dawało. Stanęli przed grupką mężczyzn składającą się z trzech osób. Stali do niej tyłem, ale kiedy się odwrócili, wróciły wspomnienia. Hass, stojący w samym środku, wyglądał tak samo, jak go pamiętała. Potężny, wysoki i groźny. Z wielkimi bliznami na całym ciele. Miał na sobie czarne spodnie i bluzkę, a na stopach potężne i wysokie buciory nieco przypominające glany. Jednak najbardziej przeraził ja widok broni, która znajdowała się praktycznie na całym ciele łowcy. Mimo to musiała przyznać, jej ojciec był piękny.

- Witaj, Nino - głos miał mroczny, a akcent nieznany. Gdzieś ty był przez te dwa lata, przeszło jej przez myśl. Nie opowiedziała, ukłoniła się lekko nie patrząc mu w oczy.

- Hass, wyjdziemy. Myślę, że chcesz porozmawiać z tą dziewczyną - rzekł jeden z mężczyzn i wyszedł wraz z towarzyszem, a za nimi podążył Campbell i Kevin. Zostali we trójkę. Łowca spojrzał się na Luisę, a jego twarz przeciął grymas.

- Czego chcesz? - Zapytał. - Kazałem ci się chyba wynosić po tym, co zrobiłaś. Po tym, jak ukrywałaś obrzydliwą rzecz, która działa się między moją córką i tym czymś.

- Jedyną obrzydliwą rzeczą jaką tu widzę, jesteś ty - rzekła kobieta niemal wypluwając te słowa. - Kto to widział, by ojciec zabijał własne dziecko i jeszcze nie miał wyrzutów sumienia.

Hass uśmiechną się bez cienia rozbawiania. Nina przełknęła ślinę. Cholera, naprawdę wydawał się groźny. Ale musiała spróbować, po to tu przyszła.

- Proszę pana - zaczęła nieśmiało i skuliła się, gdy chłodne spojrzenie łowcy przeszło na nią. - Chciałam o coś prosić.

Mężczyzna prychnął i skrzyżował ręce na piersi.

- Wilkołak mnie... prosi?

Luisa i Nina spojrzały na niego z otwartymi oczami pełnymi zdziwienia. Obie miały usta ułożone w kształt litery O.

- Skąd...

- Jestem łowcą, Luisa- wyczuwam te bestie na kilometr.

Bestie? Och, żebyś tylko wiedział kim naprawdę jestem, pomyślała Nina. Nagle usłyszała chichot. Rozejrzała się, ale nikogo innego nie było.

Szukasz mnie?

Usłyszała w głowie zupełnie nieznany głos. Rany Julek, zapomniała zupełnie o tym, że teraz w jej głowie siedzi jeszcze jedna osoba.

Odejdź

Warknęła, ale na próżno. Bestia śmiała się, ale Nina ją ignorowała. Uznała, że to najlepszy sposób. Przynajmniej na razie.

- Proszę nie atakować el Lupusów - rzekła w końcu czując w sercu strach. - Oni nie są groźni.

Hass wybuchł śmiechem, a Ninie zjeżyły się włoski na karku. Przełknęła głośno ślinę.

- Czyżby? Hmm... podsumujmy. Ostatnio w mieście ponownie zaczęła grasować bestia z Laval zabijając każdego, kto stanie jej na drodze i nie tylko. Wszyscy chyba wiemy, że sprawcą był młody Caleb Rodion, który jednocześnie omamił moją córkę do tego stopnia, że musiałem ją zabić. Wcześniej również przelewał krew i nie przejmował się niczym. Ginęli mężczyźni, kobiety i dzieci. Nie oszczędzał n i k o g o. Mam zupełnie odmienne zdanie na ten temat, niż ty.

- On się zmienił. Został uleczony, nie będzie już groźny - próbowała Nina, ale już wiedziała, że jest na przegranej pozycji. - On naprawdę nie jest zły.

- Nie wciskaj mi tu kitu - zirytował się, a w jego oczach zapłoną gniew. Nina odruchowo się cofnęła. - Ten sukinsyn zginie jako pierwszy i to ja się o to postaram. Nie daruję mu życia. NIGDY!

- Hass - zaczęła Luisa, ale szybko urwała. Ona też się bała. Dziewczyna czuła przyspieszone bicie jej serca.

- Proszę, zrób to dla mnie - urwała, czy aby na pewno była gotowa to powiedzieć? - Proszę cię, tatusiu.

Hass nagle zesztywniał i spojrzał na nią. Mogłaby przysiąc, że przez ułamek sekundy na jego twarzy pojawiła się troska. Ale za chwilę ponownie przybrał swoją chłodną maskę. Wpatrywał się w nią, a wyraz jego oczu wcale się jej nie podobał.

- Coś. Ty. Powiedziała? - syknął i zaczął się niebezpiecznie zbliżać. - Jak śmiesz twierdzić, że jesteś moją córką? Moja Nadzieja umarła, sam musiałem to zrobić, bo nie chciała dać się naprawić.

- Dać się naprawić? Jak zabawkę? Tak samo chciałeś uczynić z moja matką? - Pytania same wydobywały się z jej ust. Nie była w stanie ich opanować, gniew wziął górę.

- Hass, to prawda - odezwała się Luisa. - To twoja córka, Esperanza. M u s i a ł a m  ją ratować. Kochałam jak własne dziecko. A ty... ty nigdy nie okazywałeś jej rodzicielskich uczuć. Zawsze tylko ją karciłeś i kazałeś ćwiczyć do upadłego. A przecież ona była wcześniakiem, była krucha. Wszyscy się bali, że nie przeżyje. Ty tego nie widziałeś. Tak samo jak nie zdawałeś sobie sprawy z tego, co robi Cecropia. Ona widziała to, co widzi twoja córka. Widziała w wilkołakach coś więcej niż tylko potworne bestie żywiące się mięsem i zmieniające się w wilki. Ona w nich dostrzegła człowieka, tak samo jak Nina. Tobie trudno to pojąć, bo zawsze nienawidziłeś Nadprzyrodzonych. A teraz spójrz, co zrobiłeś. Sprzymierzyłeś się z nimi. Jesteś słabszy niż myślałam.

Hass poruszył się i po chwili, ściskając gardło kobiety, lekko ją unosił i patrzył na nią oczami pełnymi nienawiści.

- To wszystko twoja wina. To ty zwróciłaś moją rodzinę przeciwko mnie - ryknął.

Nina chciała podejść, ale jedno spojrzenie ojca wystarczyło, aby ją zamurowało.

- Nie, Hass. To twoja nienawiść zniszczyła relacje między tobą i córką. Chciałeś, żeby rozumiały ciebie. A ty nawet nie próbowałeś zrozumieć ich...

Hass już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, gdy do namiotu wszedł jeden z mężczyzn, którego zastali wchodząc tutaj.

- Panie, już czas - rzekł, spojrzał na Ninę i wyszedł.

Łowca puścił kobietę i wymierzył jej ostry policzek. Ta padła i zaczęła płakać. Tego było już za wiele. Nina ruszyła na niego z impetem, ale był szybszy.

- Wrócimy do tej rozmowy, gdy skończę wybijać potwory - zapowiedział i już go nie było.

Nina padła na kolana i przytuliła swoją opiekunkę. Obie płakały i ściskały się.

- Wybacz, próbowałam - szepnęła Luisa.

* * *

Caleb stanął obok ojca na skraju lasu. Niedaleko było widać obóz łowców. Było ich mnóstwo, z pewnością więcej niż ich. Ale Matthew nie chciał odpuścić. Jak zawsze był gotów bronić swojego terytorium.

- Ojcze, ja - zaczął Caleb, ale alfa przerwał mu uniesieniem dłoni.

- Wybacz mi, synu - rzekł, a to zbiło chłopaka z tropu. - Mogę dziś nie przeżyć, więc pragnę, abyś mi wybaczył. Kochałeś Esperanzę, tak bardzo, jak ja twoją matkę. Nie umiałem wtedy tego pojąć, ale - odwrócił się i spojrzał w oczy syna. - Teraz rozumiem. Proszę cię tylko o jedno. Dotrzymaj obietnicy. Weź ślub z Caro i miej z nią mnóstwo szczeniąt. Nie pozwól, aby ród el Lupusów zniknął.

- Mówisz, jakbyś już umierał - spróbował zażartować.

- Bo zapewne tak się dzisiaj stanie. Będę cię bronił, Calebie. Wiem, że Hass pragnie dopaść głównie ciebie, ale ja na to nie pozwolę. Kocham cię, synu - i od niepamiętnych czasów, objął go i zamknął w niedźwiedzim uścisku. Chłopak odwzajemnił ten sposób okazania uczuć.

- Ja też cię kocham, ojcze - powiedział, gdy się od siebie odsunęli. Matthew miał zaszklone oczy. - I obiecuję, że to zrobię.

Alfa tylko kiwnął głową i poklepał syna po plecach, a potem ruszył.


Miał rację, było ich mnóstwo. Cała grupa ubrana na czarno mężczyzn szła w ich stronę, a słońce odbijało promienie od ich broni. Caleb, w postaci wilka, podszedł do swojego alfy i stanął dumnie jak to przystało na potomka przywódcy. Spojrzał na watahę obok. Caro również stałą dumna i z uniesionym łbem. Odwrócił głowę w druga stronę is postrzegł Lunę, Umberto i Verónicę. Nawet jego dziadek był w szeregu. Wszyscy stali się jednością w obliczu niebezpieczeństwa.

Gdy łowcy byli już wystarczająca blisko, stanęli a na przód wyszedł Hass. Wyglądał niezwykle groźnie, a Caleb poczuł, jak futro na jego grzbiecie zaczyna się jeżyć. Ich spojrzenia się spotkały, a on warknął i kłapnął szczęką. Łowca uśmiechnął się tylko jakby mówił "za chwilę".

- Matthew el Lupus - zaczął. - Jako łowcy mamy za zadania oczyszczać planetę z tak perfidnych stworzeń jak ty. Wataha Krwawego Księżyca jednak jest zbyt uparta, by dobrowolnie się poddać, więc poprosiłem o pomoc waszych wrogów. Mamy zamiar was wykończyć za to, co zrobiliście wszystkim ludziom - nie wspomniał o Esperanzie, ale Caleb wyczuwał w jego głosie obelgę skierowaną głównie do niego.

Jego ojciec wyszedł na przód i stanął na rozstawionych łapach. Zjeżył futro, zadarł do góry pysk i zawył głośno. Z lasu wyszły zupełnie nieznane Calebowi wilki. Warczały i skradały się. W końcu wataha była tak samo liczna, jak łowcy. To przepełniło chłopaka dumą.

Spróbuj, krzyknął w myślach Matthew i ruszył na przód, a za nim Caleb i cała wataha. Niewielka polanka zmieniła się w miejsce prawdziwej rzezi. Popłynęła krew mocząc trawę i karmiąc ziemię. Wszędzie dało się dostrzec martwe ciała ludzi i wilków. Caleb gryzł, machał łapami i zabijał. Czuł się źle, nie tego pragnął. Chciał żyć z nimi w zgodzie, ale nie mógł pozwolić, by ci wygrali. Zabiliby jego rodzinę, matkę, dziadka, ojca, Verónicę, Umberto, Lunę - wszystkich. Skoczył na plecy jednego z łowców, który skradał się tyłem do niczego nieświadomej Luny. Zatopił kły w jego karku i upadł razem z martwym ciałem. Czuł krew na swoim pysku i futrze. Doprowadzało go to do mdłości. I nagle wyczuł coś dziwnego. Ninę i jej strach. Trzepnął łapą jeszcze jednego łowce i pobiegł w stronę odoru.

* * *

Nina wstała natychmiast, gdy zobaczyła jak do namiotu wchodzi jeden z łowców. Był to Campbell. Odetchnęła z ulgą i wpadła mu w ramiona.

- Nic ci nie jest? - spytał.

- Nie - szepnęła, ale poczuła coś dziwnego. Jego ciało było inne, zimne... wcześniej też odnosiła takie wrażenie, ale teraz wydawało się to być silniejsze. Zwłaszcza, że walczył. Samo to powinno rozgrzać jego ciało. Odsunęła się od niego, a w oczach chłopaka pojawiła się dziwna iskierka.

- Wszystko w porządku?

Uniosła głowę i poczuła, że żołądek podchodzi jej do gardła. Zakryła dłonią usta i zaczęła się cofać. Campbell miał twarz całą umazaną we krwi, a jego zęby... były wydłużone i umoczone w czerwonym płynie. Po chwili jego ciało zaczęło się zmieniać i na jej oczach jego ciało przemieniło się w kogoś nieznanego, w wampira.

* * *

Caleb biegł najszybciej jak mógł, ale rany już dawały się we znaki. Nie mógł się poddać, Nina... była w niebezpieczeństwie, czuł to. Był tak zajęty tymi myślami, że nawet nie zauważył, jak w jego stronę zmierzał Hass. Przewrócił wilka i machnął nożem. Caleb wydał z siebie zduszony pisk, gdy srebro przeszyło jego bok. Upadł i nie mógł się podnieść. Otrzymał lekarstwo, ale jego ciało jeszcze w pełni nie odzyskało sił po długiej chorobie. I wszystko przestało istnieć, nie słyszał żadnych dźwięków. Tylko on i Hass. Podniósł się z trudem i stanął naprzeciw łowcy.

- A teraz zapłacisz mi za wszystko - warknął unosząc nóż.

Za co? posłał myśl. Kochałem Esperanzę, a ona mnie. Nic nikomu nie zrobiliśmy. Ona... zmieniła mnie. Sprawiła, że już nie chciałem zabijać. Żywiłem się małymi zwierzętami mieszającymi w lesie.

- Nie wierzę ci - sapnął mężczyzna.

Nie chcesz tego dostrzec. Boisz się tego, że my, Nadprzyrodzeni, też możemy chcieć żyć w zgodnie z ludźmi. To zachwieje równowagę świata i obawiasz się zmian. Ale Hass, one muszą w końcu nadejść. Proszę cię miał nadzieję, że jego słowa go poruszą. Zawiódł się. Łowca skoczył na niego i machnął nożem, ale Calebowi udało się odskoczyć. Kompromis nie wchodził w grę, ale też nie chciał go zabijać. Uniósł łapę i gdy Hass był wystarczająco blisko, uderzył tak, aby nie zrobić mu krzywdy. Ten upadł zamroczony.

- Ty gnido - sapnął, ale Caleb już biegł w drugą stronę,


* * *

- Kim jesteś? - szepnęła Luisa chowając za sobą Ninę.

Wampir zbliżał się do nich oblizując wargi. Dziewczyna poczuła, jak w ustach zbiera się żółć.

- Gdzie jest Campbell? - warknęła.

- Zginął dwa lata temu - mruknął wampir. - Ludzie, tak łatwo was oszukać.

I w mgnieniu oka znalazł się przy nich. Uderzył Luisę tak, że straciła przytomność i teraz zmierzał ku Nine. Czuła jego pożądanie, a jej zawróciło się w głowie. Ugh, był obrzydliwy.

- Dotknij mnie, a mój chłopak skopie ci tyłek - warknęła. Wampir się zaśmiał.

- A czy widzisz, aby gdzieś tu był?

Owszem, jestem.

Ninie serce zaczęło bić mocniej. Caleb tu był, ochroni ją. Wupi odwrócił się do wilka.

Jak?

- Magia - szepnął wampir. - Wiccini to naprawdę potężne istoty, czasem im zazdroszczę. A teraz, wilku, wyjdź i pozwól mi się zabawić z tą ślicznotką zanim wyssę z niej ostatnią kroplę krwi i się uleczę.

Po moim trupie!

- Da się załatwić.

Skoczyli na siebie starając się nawzajem ugryźć. Wszystko działo się w zwolnionym tempie. Wypadli z namiotu i wszystko jakby zastygło. Nina wyszła na zewnątrz. Wszyscy się zatrzymali i spojrzeli na dwie postacie - wilka i wampira. Hass wyszedł na przód.

- Zabiję cię, a potem zabawię z twoja dziewczyną - warknął wampir nie zwracając uwagi na zabranych wokół nich.

Powiedziałem ci, nie pozwolę ci jej tknąć. Po moim trupie!

I poruszył się tak szybko, że nikt nawet nie spostrzegł kiedy wgryzał się w szyję wampira i wpuszczał śmiertelną dawkę wilczego jadu. W ustach wampira pojawiła się piana, a potem... zniknął. Caleb trzymał się jeszcze chwilę na łapach i upadł. Rana na jego boku była głęboka, a na szyi widniało ugryzienie wampira. Oddał za nią życie.

- Nie! - wrzasnęła Nina i podbiegła do ciała wilka. Uniosła puchaty łeb, pogłaskała i pocałowała.

- Nina... - zaczął Hass, ale przerwał. Na jego twarzy malowało się współczucie i... zrozumienie. Spojrzał na Matthew i mierzyli się wzrokiem. A potem stało się coś niesamowitego. Łowca podszedł do wilka i ukląkł unosząc dłoń. - Twój syn uratował moją córkę - szepnął. - Dziękuję.

Matthew siedział najwyraźniej oszołomiony, ale podał mu łapę. Obaj spojrzeli w stronę swoich dzieci.

- Caleb - szepnęła wciąż głaszcząc łeb wilka. Uniosła całą umazaną we krwi dłoń. - Żywa dusza w martwym ciele - szepnęła i chwyciła za nożyk, po czym nacięła dłoń. Przyłożyła ją do pyska chłopaka, ale ten spróbował się uwolnić. - PIJ - nakazała, a chłopak posłusznie wysunął język i zlizywał jej krew.

Jego ciało zaczęło się regenerować, a wszyscy wokół wstrzymali oddech.


* * *

Stał przed lustrem i po raz kolejny poprawiał krawat. Nie chciał tego, ale obiecał ojcu. W pokoju siedzieli Luna, Umberto i Verónica.

- Mój brat się żeni! Uwaga, będą emocje! - pisnęła jego młodsza siostra.

- Jak na grzybach - burknął Umberto.

- Caleb - zaczęła Luna. - Nie musisz tego robić, wiesz o tym?

- Obiecałem - uciął krótko i zacisnął usta.

Westchnął, ostatni raz się poprawił i wyszedł.

Altanka przed jego zamkiem była pięknie ozdobiona. Jego matka się postarała. Na krzesłach siedzieli już goście. Nie było ich wielu i nigdzie nie widział dziadka. Zdziwił go widok Niny. Co ona tu do jasnej cholery robiła?

- Gratulacje - szepnęła. Obwódki jej oczu były czerwone. Chciał coś powiedzieć, ale ona pokiwała głową i odeszła.

On westchnął i ruszył przed ołtarz. Po kilku sekundach wkroczyła Caro ubrana w biel, wsparta na ramieniu ojca. Wszyscy wstali. Uśmiechnęła się, gdy umieściła swoją dłoń w jego i odwrócili się w stronę księdza. Caleb nic nie słyszał, jedynie bicie własnego serca. Jego oddech przyspieszył, to nie Caroline powinna tu stać. Wiedział to.

- Stop!

Wszyscy odwrócili się w stronę głosu. Adam el Lupus stał przed nimi i wpatrywał się w oczy wnuka.

- Ojcze - zaczął Matthew wstając z miejsca, ale stary wilk uniósł dłoń.

- Każesz synowi związać się z kimś, kogo nie kocha? - warknął.

W powietrzu zawisło to pytanie i przytłaczało każdego. Caleb spuścił wzrok i puścił dłoń Caro.

- On już ma żonę, synu - wznowił Adam i spojrzał na Ninę. - Wstań, dziecko - nakazał i teraz wszyscy patrzyli na nią.

Zrobiła to posłusznie, a staruszek wziął ją za rękę i poprowadził do wnuka.

- Wybacz, młoda damo - rzekł i grzecznie odsunął zdziwioną Caro, aby Nina mogła zająć jej miejsce. Wsunął dłoń wnuka w jej i zacisnął, po czym się uśmiechnął. - Teraz weźcie ślub tak, jak powinniście.

- Dziadku, o czym ty mówisz?

- Calebie Rodionie el Lupus, mówiłem ci że Pokrewieństwo Dusz zdarza się tylko raz w życiu. N i e  m o ż l i w e, żeby przydarzyło się dwa razy. - Spojrzał na Ninę. - Tyle wycierpiałaś. Przeżyłaś nawet własną śmierć, nic nie ma prawda rozdzielić ciebie i mojego wnuka - rzekł.

Caleb chciał coś powiedzieć, ale wtedy dotarła do niego prawda. Ścisnął dłoń dziewczyny i spojrzał z niedowierzaniem w jej oczy.

- To prawda? Jesteś... Esperanzą?

Nina kiwnęła głową.

- Muszę zdecydować, Calebie. Dusza należy do Esperanzy, ale ciało do Niny. Mam mętlik w głowie i...

Przerwał jej pocałunkiem, w którym było tyle sprzecznych uczuć. Radość i smutek, gniew i opanowanie, ale przede wszystkim - miłość. Przez salę przeszły szmery.

- Jeśli weźmiesz ślub z Caro, wydziedziczę cię. Nie rób tego samego błędu co ja, chłopcze - rzekł Adam.

Caleb kiwnął głową i spojrzał na ojca.

- Dziadek ma... rację - wyznał. - Jesteś moim synem i chcę twojego szczęścia. A jeśli ona ma ci je dać... cóż, jest w końcu wilkołakiem - i urwał, a w sercu Caleba zatrzepotała radość.

Spojrzał na Ninę.

- Co ty na to? Gotowa spędzić resztę wieczności z upartym, niezdarnym i niestabilnym uczuciowo i psychicznie wilkołakiem?

Zaśmiała się i zarzuciła mu ręce na szyję.

- Tak, Calebie. Wyjdę za ciebie.

I pocałował ją, a potem zamknął oczy i oparł swoje czoło o jej. Tyle musiało minąć, tyle musieli wycierpieć, aby być razem. Ale dowody były niepodważalne. Ich uczucie było potężniejsze nawet od śmierci. Wróciła. Była Esperanzą, nadzieją dla niego i innych. Nadzieją na lepsze życie, na wolność, na pokój. A przede wszystkim, była tylko i wyłącznie jego - na zawsze.


KONIEC

12 komentarzy:

  1. A więc to koniec. Definitywny. Koniec WzL. To cholernie smutne. Pierwszy raz od początku opowiadań o perypetiach Nadprzyrodzonych po policzkach spłynęły mi łzy. Nie ma co. Dziękuję. Dziękuję Ci, że pozwoliłaś mi w tym uczestniczyć. Nie zapomnę ani Caleba, ani Niny czy tam Esperanzy... Tak samo Luny która była moją niepodważalną faworytką w tych opowiadaniach. To zapewne mój ostatni komentarz tutaj i chciałam, żeby wyszedł jakoś ładnie, a... Nie udało się. Chyba jestem zbyt smutna po zakończeniu serii, bo nie umiem złożyć sensownie słów.
    A teraz... Żegnaj Nino, żegnaj Luno, Umberto i Calebie. Żegnaj Laval!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, to nie może być koniec! Nie, nie, nie! Nie zgadzam się! :[

    OdpowiedzUsuń
  3. Hienusiu... Co ja mogę. Powiem prosto z mostu. Będzie brakowało mi Caleba, Niny(a raczej żywej duszy w martwym ciele - Esperanzy) i innych wspaniałych bohaterów jakich nam zapewniłaś. Kocham Cię za to, że jak obiecałaś wrócisz do pisania WzL - i co? I wróciłaś? Może ze względu na moje błagania, na prośby innych, na samo te tajemnicze miasto.
    Dziękuję, bardzo dziękuję. Oczywiście oczekuję następnych opek ;3
    Masz jeszcze jakieś inne gotowe opowiadania? Jeśli tak wyślij linka, bo musze przeczytać *-*
    Powodzenia w dalszym pisaniu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę szkoda, że to już koniec. :( Chyba niedługo - gdy już zapomnę o Ninie, Calebie, Lunie i Laval przeczytam tę całą serię ponownie.
    Będę jeszcze na pewno wchodziła na tego bloga, i na pewno zajrzę na Twoje kolejne opowiadania. Masz talent! :) Za kilka lat nie zdziwię się widząc w Empiku, w dziale "Bestseller" książkę o Twojego wykonania ;)
    Życzę Ci dalszego rozwijania talentu!

    OdpowiedzUsuń
  5. AGNES KILKA LAT PÓŹNIEJ:
    *nagłówki w gazetach* -
    "Wielki sukces młodej, polskiejj pisarki!"
    "Wilkołaki z Laval stają się popularne na całym świecie!"
    "Skromna, rzetelna i oczywiście obdarzona wielkim talentem - tajemnicza Hindustani!"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie, tak. Tylko ja bym wprowadziła pewną zmianę.
      AGNES KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ

      Usuń
  6. Byłoby super gdybyś wydała o tym książkę :) Byłabym jedną z pierwszych którzy ją kupią :D
    Szkoda że już koniec :( Super opoiwadania, szkoda że musimy się pożegnać z Laval :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie, to nie moze być prawda. Masz talent, którego pozazdrościć Ci moze wiele "sławnych" pisarek. Masz zaczętą cudowną opowieść, nie marnuj tego. Pisz dalej. Niech zdarzy się "cud" i Nina będzie mieć szczeniaki xd
    Baaardzo Cię o to proszę. Jesteś doskonała, nie marnuj tego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Planowałam zrobić tak, aby je miała. Przez przypadek, jakaś magia itp., ale to by było niedorzeczne, więc ich nie ma xd

      Usuń
  8. Ej no, nie przesadzajmy. Na pewno można mi wymienić całą listę błędów itp. Sławna raczej nie zostanę, bo po pierwsze tego nie chce, a po drugie nie mam szczęścia w życiu. Ale kto wie, może za jakiś czas nieco 'ulepszę' WzL i w przyszłości wydam jako książkę. Albo zupełnie inną. Ale jakąś na pewno. Marzę o tym od dziecka :D

    OdpowiedzUsuń
  9. 23 year old Environmental Specialist Brandtr Longmuir, hailing from Campbell River enjoys watching movies like Mysterious Island and Soapmaking. Took a trip to Abbey Church of Saint-Savin sur Gartempe and drives a Ferrari 250 LWB California Spider Competizione. przejscie na strone internetowa

    OdpowiedzUsuń