Matka stanęła przed nią zasłaniając czarny ekran. Oparła dłonie na biodrach i spojrzała na nią z groźną miną.
- I po co tego słuchasz? Mało ci? - Mimo, że próbowała być zła na córkę, nie umiała ukryć troski w głosie.
- Chcę wiedzieć, co było przyczyną ich... zgonu - skłamała.
- Doskonale wiesz, co. Jedno słowo, jedno stworzenie - wilkołak. Kto inny umiałby tak precyzyjnie pociąć czyjeś ciało?
Nina przełknęła żółć zbierającą się jej ustach. Wymiotowała całą noc i nie była w stanie nic zjeść. Nie mogła opaść zbytnio z sił. Gdy matka odeszła, ponownie chwyciła za pilot i włączyła dziennik.
Ludzie byli przerażeni, krzycząc gestykulowali, opowiadali swoje zmyślone historie, ale każde z ich wypowiedzi sprowadzały się w końcu do jednego - bestia z Laval wróciła. To by wyjaśniało dziwne zachowanie Caleba. Jego agresję, sposób mówienia... Nie mogła uwierzyć, że za wszystkim stał on - zawsze taki czuły i opiekuńczy. Poczuła, że jej serce pęka na milion małych kawałków, a ona się wykrwawia. Pragnęła chociaż jeden dzień, jeden jedyny, spędzić w spokoju. Bez śmierci, ofiar i potworów. Nawet nie zauważyła, kiedy jej oczy się zamknęły.
* * *
Caleb był w zupełnej ciemności. Leżał na czymś twardym. Już kiedyś tak się działo, bestia całkowicie nad nim zawładnęła. Powoli otworzył oczy. Znajdował się w jakimś ogrodzie, z oddali było słychać dźwięk fontanny. Uniósł lekko głowę i się rozejrzał. Oprócz wody i śpiewu ptaków nie dało się słyszeć nic, zupełna cisza.
Z trudem się podniósł i zauważył dziewczynę ubraną w białą suknię i siedzącą tyłem do niego. Wpatrywała się w fontannę i mimo tego, iż widział tylko jej plecy, przeszedł go dreszcz. Esperanza, jakby wyczuwając, odwróciła się i spojrzała na niego swoimi pięknymi i dużymi oczami.
- Zawiodłeś mnie - rzekła. - Znowu pozwoliłeś jej zawładnąć całym sobą.
Caleb nic nie opowiedział. Podszedł do niej i usiadł obok. Nie był w stanie na nią spojrzeć. Wstydził się swojej słabości. Gdy cisza zbytnio się przedłużyła, odważył się w końcu spojrzeć na jej twarz. Była piękna, ale lekkie zmarszczki na czole i zaciśnięte usta pokazywały, iż jest wściekła. Odetchnął głęboko.
- Musiałem - wyszeptał. - Byłem już zbyt słaby, nie znalazłem tez lekarstwa i...
- A próbowałeś? - przerwała mu, schyliła się i wyrwała źdźbło trawy, po czym zaczęła się nim bawić. - Odpowiedz, Calebie.
- Nie - przyznał.
- No właśnie.
Miała prawo go dobijać. Niech da mu w kość za to, że znowu się poddał. Wstydził się samego siebie, tego kim był. Ale nie mógł wrócić.
- Doskonale wiesz, że to nic nie zmieni - zaczęła Esperanza. - Choroba i tak będzie postępować i wyniszczać twoje ciało, a bestia już się postara, żeby do zgonu doszło jak najszybciej. Nie obchodzi jej, czy zginie razem z tobą. Dla niej liczy się tylko t w o j a śmierć, wiesz o tym.
Wiedział, ale nie chciał się do tego przyznać. Uznał, że umieranie bez świadomości i bólu pomoże mu się z tym jakoś pogodzić. Tęsknił za bliskimi, chciał jeszcze raz ich zobaczyć, ale prawdę znał od dawna i przekonywał się o tym na każdym kroku. Był tchórzem. Najpierw bał się wyznać ojcu prawdę, że zakochał się w łowczyni. Potem bał się stracić wszystko, w wyniku czego rozstał się z Niną. A teraz bał się bólu związanego z powolną śmiercią.
- Jest jeszcze nadzieja, Caleb. Zawsze.
- Jaka?
- Powiedziałam, tylko ty i ona możecie ją odkryć. - Chwyciła jego brodę. Spojrzał na nią z wahaniem. - Nie poddawaj się.
Ostatnie słowa odbijały się w jego uszach echem.
* * *
- Zgłupiałaś!? - krzyknął Campbell.Przed chwilą stał w pozycji bojowej gotów przyjąć każdy cios Niny, ale teraz jego ręce były opuszczone, a oczy wytrzeszczone i wpatrzone prosto w nią.
- Nie. Muszę odnaleźć lekarstwo - powtórzyła. Zdawała sobie sprawę ze swojej głupoty, ale przez ten tydzień treningów zbliżyła się do chłopaka. Stał się jej przyjacielem.
- Po co ci one? Te potwory zasłużyły na to, by wyginąć - oznajmił Campbell i zdjął rękawice bokserskie.
- Skąd wiesz? A może nie wszyscy tacy są? Może są wyjątki?
- Znasz jakieś? Bo ja nie - burknął i usiadł na trawie. - Nina, wilkołaki to nie domowe pieski. Sama widziałaś, co stało się tydzień temu w lesie. Nie powiesz mi chyba, że to El Chupacabra? Zresztą ona wysysa kozy, a nie ćwiartuje ofiary.
Okey, nadszedł czas prawdy.
- Znam kilka wilkołaków i oni... nie są źli - wyznała, a Campbell zachłysnął się napojem. - Proszę, pomóż mi. Nie wiem do kogo mam się zgłosić.
- Nina, oszalałaś? Jesteśmy łowcami wilkołaków. Mamy je zabijać, nie ratować!
- Wiem!- Krzyknęła rozpaczliwie Nina. - Wiem, kim jesteśmy. Ale czy naprawdę nie możemy zrobić wyjątku? Chociaż jednego, błagam. - Chwyciła jego donie i spojrzała mu w oczy. - Błagam, jesteś moim przyjacielem.
Campbell długo trawił jej słowa. Obawiała się najgorszego. Ale on odetchnął głęboko i coś mruknął pod nosem.
- Słucham? - spytała Nina.
- Powiedziałem, że historia lubi się powtarzać.
To zbiło dziewczynę z tropu. O jaką historię mu chodziło? Ale szybko o tym zapomniała.
- Czyli pomożesz?
- Zrobię to tylko dla ciebie. - Rzekł, a Nina rzuciła mu się w ramiona i mocno wtuliła w pierś chłopaka.
- Dziękuję - szepnęła przez łzy. - Wiesz od czego zacząć? Bo ja nie mam zielonego pojęcia.
- Słyszałem o pewnej przepowiedni, w której jest zawarta informacja o lekarstwie dla Nadprzyrodzonych. Brzmi ono lekarstwem jest kropla krwi żywej duszy w martwym ciele.
- Czyli jesteśmy w czarnej dupie - powiedziała poirytowana.
- Twoje słownictwo jest zaskakujące - zauważył chłopak. - Mam znajomego, który być może będzie wiedział o co chodzi.
* * *
Usłyszała coś za oknem. Spojrzała w tamtą stronę jednak nikogo nie dostrzegła. Gdy się odwróciła, krzyknęła widząc stojącego przed nią Caleba. Złoto dobiło jego piękne oczy, ale ją najbardziej przeraził ten dziwny błysk.
- Nie przyszłaś - warknął. - Nie czekałaś na mnie.
- Ja... nie mogłam. Źle się czułam i... - urwała, gdy chłopak zaczął się do niej zbliżać.
- Ale z n i m mogłaś spędzić czas? - Najwyraźniej miał na myśli Campbella. Czuła, że ktoś ich wtedy obserwował. Przełknęła głośno ślinę.
- Zaczęłam trening łowców.
- To groźba? Mam się przestraszyć? - Był niebezpiecznie blisko niej. Spojrzała tym razem w głębie jego oczu i nic tam nie zobaczyła, żadnej duszy.
- Gdzie on jest? - warknęła. - Oddaj go!
Besta się zaśmiała ukazując kły. Odchyliła głowę do tyłu, ale po chwili znów patrzyła w twarz Niny.
- Sam tego chciał. - Rzekła w końcu. - Sam mi się oddał. Już go nie odzyskasz. Ani ty, ani nikt inny.
Nina wstrzymała oddech. Teraz! Nakazał jej umysł. Skoczyła przed siebie i złapała niewielki nożyk, podarunek od Campbella. Kolejne czyste srebro ciążyło w jej dłoni. Bestia, chichocząc, zbliżyła się do dziewczyny.
- Naprawdę byłabyś w stanie zranić Caleba?
Cholera.
- Tak - skłamała. - To nie on, tylko ty - dodała.
- Ale ciało jest jego. Jeśli zranisz je, zranisz jego.
Zastanowiła się. Byłaby w stanie wbić mu nóż? Zranić go na tyle, żeby mogła uciec? Tak. I zrobiła to, a bestia krzyknęła z bólu, gdy srebro rozeszło się po jego udzie. To był moment na ucieczkę. Nina czym prędzej ominęła potwora i ruszyła w dół schodów. Już zbliżała się do drzwi, już wyciągała dłoń, gdy wielkie wilcze cielsko przewróciło ją i oboje potoczyli się po podłodze. Nina wstała szybko i uniosła ręce gotowa się bronić. Wilk również już stał i mierzył ją wzrokiem. Z jego pyska kapała krew, a ona dopiero teraz poczuła ból w żebrach. Spojrzała w dół. Miała wielkie zadrapanie na żebrach. Syknęła z bólu.
Jego już nie ma
Usłyszała w myślach. Uniosła nóż. Nie tylko ona była ranna. W udzie wilka również dało się zobaczyć głęboką szramę. Oddychała ciężko i ruszyła na przód. Ponownie zaatakowała nożem, ale wilkołak był teraz czujniejszy. Uderzył ją z całej siły łapą i kłapnął szczęką. Tym razem kły dosięgły ramienia. Nina upuściła nóż krzycząc z bólu. Bestia powaliła ją i pochyliła pysk. Zawarczała i ukąsiła ją w obojczyk. Jedyne, co dziewczyna czuła, był okropny ból. Najpierw przeszył jedynie ramię, a potem rozszedł po wszystkich mięśniach jej ciała. Ból był nie do zniesienia. Zobaczyła wychodzącego Caleba, a sama zemdlała na środku salonu.
Poczuła dziwne i przyjemne ciepło pod powiekami. Lekko je uchyliła i dostrzegła rozmazany kontur jakiegoś ciała. Otworzyła oczy jeszcze szerzej i spojrzała prosto w złote oczy jakiegoś mężczyzny. Szybko się podniosła, ale po chwili poczuła czyjąś rękę na zabandażowanym ramieniu. Campbell.
- Spokojnie - szepnął. - To Lorenzo Méndez, czarownik.
Mężczyzna ukłonił się lekko. Był niesamowicie pociągający. Ciemne i krótko przystrzyżone włosy, lekki zarost i kolczyk w uchu. Wyglądał na dwadzieścia parę lat, ale patrząc mu w oczy można by wywnioskować, że ma o wiele więcej.
- Miło mi znów cię widzieć, Nino - rzekł.
Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem. Ale po chwili tonęła w ramionach matki, która łkała i głaskała jej głowę. Ojciec stał w przejściu i również patrzył na córkę.
- Nic ci nie jest? - zapytała zatroskanym głosem Luisa.
- Oprócz tego, że do jej krwiobiegu został wpuszczony wilkołaczy jad? - odezwał się Kevin.
Nina spojrzała na ojca, a potem na ranę, którą okrywała gruba warstwa bandażu. Dotknęła obojczyka i poczuła ból. A potem rozejrzała się po salonie i po minach zebranych osób upewniła się w swoich podejrzeniach - została wilkołakiem. Caleb zmienił ją w potwora. Poczuła na policzkach gorące łzy, ale po chwili wpadła w histerię.
- Cii, kochanie - próbowała ją uspokoić matka. - Będzie dobrze. B ę d z i e d o b r z e.
Jednak i ona płakała tuląc do siebie swoje dziecko. W końcu podszedł również Kevin i objął je obie. Może i nie płakał, ale jego żal było czuć na odległość.
- Myślę, że teraz powinniście wyznać jej c a ł ą prawdę. O jej pochodzeniu i o tym, kim jest naprawdę - odezwał się Lorenzo. - Uleczając ją, wyczułem, że wie co nieco o swoim pierwszym wcieleniu.
Nina odwróciła się tak gwałtownie, że niemal zderzyła się czołem z matką.
- Masz rację - rzekła z westchnieniem Luisa i spojrzała na męża. On jednak podniósł ręce do góry i rzekł.
- Ty namieszałaś, ty tłumacz.
- Dobrze, więc... Nino, jest coś, o czym powinnaś wiedzieć - rzekła kobieta. Dziewczyna kiwnęła głową. - Mówiąc o twoim pierwszym wcieleniu, Lorenzo miał na myśli twoje pierwsze życie. Byłaś córką najpotężniejszego łowcy wszech czasów. Wspaniała i potężna łowczyni mimo wątłej budowy. Piękna i tajemnicza. Chłopcy za tobą przepadali. Ale ty... ty zdecydowałaś się na kogoś nieodpowiedniego. Zakochałaś się w... wilkołaku. Wcześniej byłaś nasza nadzieją na wybicie tych bestii, więc matka nazwała cię...
- Esperanza - pisnęła. Kevin i Luisa popatrzyli po sobie. - Jestem... Esperanzą? Prawda? Tą biedną dziewczyną, którą zabił własny ojciec!? Błagam, powiedzcie, że to nie prawda, że ja śnię! - Nie wiedziała dlaczego krzyczy, ale ta prawda... była chyba najgorszą ze wszystkich. - Jak to możliwe? Esperanza nie żyje!
- Owszem, sama widziałam twoją egzekucję, a serce krajało mi się z rozpaczy. Wychowywałam cię, gdyż matka zmarła po porodzie. Zdążyła ci tylko nadać imię. Mimo prowadzenia na śmierć, szłaś z uśmiechem i podniesioną głową. - Luisa urwała, aby zaczerpnąć tchu. - Nie żałowałaś swoich uczuć do wilkołaka.
Po... t y m szybko udałam się do Lorenzo. Był najlepszym przyjacielem mojej rodziny odkąd tylko pamiętałam. Wybłagałam go, aby cię ratował. Ale twoje ciało... twoja głowa...
Nie dokończyła, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Wznowił Lorenzo.
- Egzekucja polegała na ścięciu twojej głowy. Tak więc twoje stare ciało się nie nadawało. Tego samego dnia, podczas bitwy, zginęła dziewczyna w twoim wieku. Nikt nie wie, jak się nazywała. Była jakimś podrzutkiem, bez rodziców. To w niej umieściłem twoją duszę. Ale Luisa prosiła, aby wymazał ci pamięć, abyś nie pamiętała tych strasznych chwil. Kazała za to wprowadzić do twego umysłu fałszywe wspomnienia. Chociażby rzekomej babci, która dała ci naszyjnik.
Nina się wyprostowała i spojrzała na zdjęcie znajdujące się na stoliku nocnym. To, na którym była ze starszą kobietą.
- Fałszywy obraz w twojej głowie - wyjaśnił magik i pstryknął palcami. Nagle okazało się, że ramka jest pusta.
- Jak?
- Jestem potężnym magikiem. Władam wszystkimi czterema żywiołami. Przywrócenie kogoś do życia to ciężki orzech do zgryzienia i często się nie udaje. Ale wytrwałość twojej opiekuni, jej pragnienie zachowania cię przy życiu, wszystko to sprawiło, że zdecydowałem się zrobić wszystko, aby twoja dusza przetrwała.
Dziewczyna spojrzała na Campbella.
- Powiedziałeś, że historia lubi się powtarzać. To znaczy, że wiedziałeś o wszystkim?
Kiwnął głową.
- Tak. Byłem jednym z tych, którzy cię kochali. Twój ojciec obiecał mi cię. Zresztą, zawsze sądziłem, że będziesz należała do mnie. W końcu ty i ja wychowywaliśmy się razem. Ale... ty wolałaś wilkołaka.
Teraz, gdy wspomnienia Esperanzy zaczęły do niej wracać, wszystko zaczęło się układać w jedną całość. Zakryła twarz dłońmi i pozwoliła łzą spływać po policzkach.
- Gdy usłyszałem, że szukasz lekarstwa dla wilkołaków, od razu zrozumiałem kim jesteś - rzekł w końcu Lorenzo. - Jesteś jedyną łowczynią, która pragnęła pomagać wilkołakom. A przepowiednia w końcu mówi
- Żywa dusza w martwym ciele - szepnęła. - To ja jestem lekarstwem!
N i e w i e r z ę... Ten rozdział jest przecudowny!!! Świetnie piszesz, ale to... To jest... arcydzieło!!! Jest tak cudowny, tak piękny i... nawet nie mogę znaleźć słów! Po prostu cały czas siedzę oniemiała z wrażenia. Z obydwu części WzL ten rozdział jest najlepszy. Wow. Jedno wielkie W O W.
OdpowiedzUsuńNie mogę. W życiu bym się nie domyśliła że Nina to Esperanza. To dlatego Caleb się w niej zakochał :D Cudowny, przewspaniały rozdział. Bardzo ciekawie piszesz. Już nie mogę się doczekać końca. Kocham twoje opowiadania. Jesteś najlepsza :*
OdpowiedzUsuń"W życiu bym się nie domyśliła że Nina to Esperanza."
UsuńBo o to chodziło ^^
Czyli Epilog to ostatni rozdział?:P
OdpowiedzUsuńTak :>
UsuńSzkoda że już koniec :(
UsuńKoniec WzL, ale nie koniec mojej twórczości :3
UsuńKurde, a chciałam być znów pierwsza xD
OdpowiedzUsuńNIE nie ostatni rozdział ;-; nie... Wpadłam w depresję ;c